Wspinanie w Maroko
Wspinanie w Maroko, wąwóz Todra
Wąwóz Todra (Todgha Gorge) to skały, wspinanie i skały i wspinanie. Od razu po przylocie zaczyna się wczuwać w marokańskie klimaty pod tytułem „cena końcowa równa się cena początkowa podzielona przez 3 minus 10 dirhamów, plus coś tam gratis”.
Pierwsza próba to negocjacje o dojazd taksówką z lotniska do przystanku autobusowego. Ze 150 dirhamów schodzimy na 60, co można uznać za uczciwą cenę i jedziemy do centrum Marakeszu.
Dalej opcje są dwie: państwowy odpowiednik naszego PKS-u lub taksówka. Warto wybierać lokalne klimaty i po krótkim starciu z narzucającymi swą pomoc bagażowymi, zakupieniu wachlarza od biednej dziewczynki z wachlarzami (a co tam, czasem trzeba się zachować jak turysta frajer) rusza się do miasteczka Tinerhir.
Do Tinerhiru dojeżdża się tuż przed zmrokiem. Następnie trzeba spróbować złapać taksówkę do wąwozu oddalonego o 15km. Niestety, gdy trwa Ramadan, wszystkie taksówki idą jeść. Idziemy ich śladem kosztować przepysznego marokańskiego jedzenia.
Taksówka dowozi pod sam hotel, jest już za ciemno, by dostrzec, że 50 metrów od drzwi hotelowych rozpościera się widok na kilkuset metrową ścianę...
Czas na wspinanie po pięknych, długich drogach.
Ściany w wąwozie Todra są piękne, monstrualne i bez długich podejść. Drogi są łatwe, przyjemne i dostarczają wielu malowniczych widoków na dolinę. Z dołu dobiegają głosy kóz pasących się w jedynym zielonym kawałku doliny, Ogrodach. Skała to wapień, ale o bardzo dobrym tarciu. Wspinanie, wspinanie i wspinanie, aż do zmroku. Jest to idealne miejsce na odbycie kursu wspinania po drogach wielowyciągowych, kursu skałkowego lub kursu wspinania po drogach ubezpieczonych.
A po zmnorku- chillout, szachy, przepyszme jedzenie, dyskusje z Berberami (póki się da, bo po zmierzchu niestety za dużo palą, żeby sensownie rozmawiać, ale za to jest wesoło).
Nie tylko wspinaniem wspinacz żyje.
Jak Afryka to musi być Sahara i wielbłądy. Udajemy sie do Merzugi i wyruszamy na dromaderach do oazy. Dojeżdżamy o zachodzie słońca, nasz przewodnik karawany robi nam jedzonko, a my tarzamy się po piachu i pstrykamy zdjęcia na tle pełni księżyca.
Dostajemy koce i pod gołym niebem nocujemy na pustyni. To niesamowite przeżycie, gdy niebo oświetlają miliardy gwiazd.
O świcie ruszamy z powrotem do Merzugi. Z Merzugi czeka nas jeszcze powrót do Marakeszu, czyli znowu autobus, bus, taksówka i tak kilka razy przez kolejne 15h.
Po paru dniach w Afryce, Polska wydaje się wyjątkowo szara, a tempo życia nieznośnie szybkie.
Parę ujęć z kursu wspinaczkowego w Maroku: